Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/283

Ta strona została przepisana.

Pani Gordon była przestraszona. „Jakto czy nie byliście tej nocy w Jaffie, Ingmarze Ingmarsonie?“ zapytała.
„O nie“, odrzekł. „Nie byłem w rzeczywistości, tylko w śnie; bo skoro zdrzemałem się śniło mi się, że chodzę po ulicach Jaffy, szukając panią“.
Pani Gordon namyśliła się; nie rzekła ani słowa, a Ingmar uśmiechał się z zakłopotaniem, gdy tak długo milczała.
„Czy mogę jechać z panią?“ zapytał. „Nie mogę teraz iść pieszo“.
Pani Gordon natychmiast wysiadła z powozu i pomogła Ingmarowi wsiąść, ale potem stała znów na ulicy w zamyśleniu. „To rzecz niezrozumiała“, rzekła z cicha, a Ingmar musiał ją na nowo obudzić.
„Proszę mi nie wziąść tego za złe“, rzekł, „ale byłoby dobrze, gdyby pani wróciła do domu o ile można najrychlej“.
Wsiadła do powozu, ale znów zapadła w głębokie zamyślenie. Ingmar musiał je przerwać na nowo. „Przepraszam panią“, rzekł, ale muszzę pani coś powiedzieć. Nie otrzymała pani żadnej wiadomośai od Chlifforda?“
„Nie“, odrzekła pani Gordon.
„Słyszałem, że rozmawiał wczoraj z amerykańskim konsulem; zamierza on popełnić dziś coś złego, podczas nieobecności pani.“