Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/290

Ta strona została przepisana.

o których tak często jest wzmianka w podaniach wschodnich, wziął na plecy całą kolonię i odleciał z nią.
Gdy zbliżyli się do domu usłyszeli śpiew. „Zdaje się, że tu wszystko w porządku“, rzekła pani Gordon, gdy powóz stanął przed bramą. „Słyszę, że właśnie odbywa się modlitwa poranna“.
Miała własny swój kłucz do jednych drzwi wchodowych i otworzyła nim, aby nie przerywać modlitwy. Ingmarowi trudno było chodzić, kolano zesztywniało mu zupełnie. Pani Gordon objęła go więc ramieniem i pomogła mu wejść na środkowe podwórze Tu Ingmar szybko usiadł na ławce. „Niech pani szybko wejdzie i zobaczy jak rzeczy, stoją“, rzekł Ingmar.
„Przedewszystkiem muszę wam zrobić okład na kolano“, odrzekła. „Mamy jeszcze dość czasu przed sobą; słyszycie przecie, że odbywają właśnie modlitwę poranną“.
„Nie“, rzekł Ingmar, „tym razem musi się pani poddać mojej woli. Niech pani szybko wejdzie i dowie się, czy coś się tu stało“.
Ingmar spoglądał za panią Gordon, gdy wchodziła na stopnie i szła przez otwartą sień ku sali zbornej. Gdy otworzyła drzwi, słyszał, że ktoś głośno mówił w środku, ale nadle umilkł. Potem drzwi zamknęły się i było znów cicho.