Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/297

Ta strona została przepisana.

leżących dolinach, które możnaby uprawiać, o górach, które możnaby zapuścić lasem; o opuszczonych winnicach, które proszą o robotnika.
A gdy kamienie młyńskie śpiewały swą pieśń przez parę tygodni, nadszedł dzień, kiedy chłopi szwedzcy wydzierżawili w dolinie Saronu kawał gruntu i zaczęli go zasiewać i uprawiać.
Wkrótce potem nabyli kilka wielkich winnic na górze oliwnej,
A po upływie pewnego czasu, zaczęli zakładać w jednej z dolin rozległe wodociągi.
Gdy Szwedzi zrobili początek, zaczęli powoli Amerykanie i Syryjczycy naśladować ich. Zaczęli uczyć w szkołach, sprawili sobie aparat fotograficzny, wędrowali po kraju i robili zdjęcia, które potem sprzedawali podróżnym i urządzili w kolonii warsztat złotniczy.
Panna Yonng jest już od dłuższego czasu kierowniczką szkoły Achmeda Effendi, a młode Szwedki uczą dzieoi mohamedańskie szycia i robót drutowych.
W jesieni w całej kolonii panuje taki ruch jak w mrowisku, wszędzie pełno życia i czyności.
A, gdy myślą o ubiegłych miesiącach, stwierdzają, że przez całe lato nie zdarzyło się żadne nieszczęście; odkąd Ingmar objął młyn, nie zaszedł ani jeden wypadek śmierci, i nikt nie gryzł się aż