Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/298

Ta strona została przepisana.

do utraty rozumu złością jaka panowała w Jerozolimie.
Każdy jest wesół i zadowolony, a kolonię miłują wszyscy bardziej niż kiedykolwiek; robią plany, przygotowują nowe przedsiębiorstwa.To jedno brakowało im do szczęścia. I teraz wszyscy w to wierzą, że Bóg tego chciał, aby pracą rąk zarabiali na chleb swój.
W jesieni Ingmar odstąpił młyn Ljungowi Björn a sam został w kolonii. Razem z Boem i Gabryelem sporządzili coś w rodzaju szopy na pustem polu przed kolonią. Nikt nie wiedział jakie jej przeznaczenie, nikt nie śmiał widzieć jak wyglądała.wewnątrz; była to tajemnica.
Ale gdy szopa była gotowa, Bo i Ingmar pojechali do yaffy i wdali się w nieskończenie długie pertraktacye z niemieckimi kolonistami.
Po dwóch dniach wrócili do domu i to na dwóch doskonałych koniach. Konie te miały być własnością kolonii, i to pewne, że gdyby sułtan lub cesarz zapukał do bramy i rzekł, że chce się przyłączyć do kolonistów, nie byłby bardziej dożądanym, niż te dwa gniadosze.
Ach jak chętnie siadają na nie dzieci i koły — zą się! Jak dumnym jest każdy chłop, który niemi orze!
Są czyściej utrzymane, niż jakikolwiek koń na wschodzie i nie ma nocy, ażeby chłopi nie za-