Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/306

Ta strona została przepisana.

szybko, gdyż chciał pierwszy dojść na szczyt góry, ale po chwili zwolnił kroku. Uśmiechnął się smutnie. „Wiem przecie, że nie dojdę tak prędko, jak Ingmar, chociażbym się i jak spieszył. Nigdy nie widziałem nikogo, któremuby się we wszystkiem tak powodziło, który posiadałby taką moc przeprowadzenia zawsze swej woli. Czegóż mogę się spodziewać, jak tylko, że zabierze Gertrudę z sobą do Dalarne, to rzecz pewna. Widziałem przecie, że w kolonii od sześciu m;esięcy wszystko poszło podług jego głowy.“
Ale gdy Bo doszedł na miejsce umówione na górze oliwnej, nie zastał tam Ingmara i ucieszył się tem bardzo. Teraz poznał pewnie, że wybrał złą drogę, pomyślał Bo.
Potem zaczął podsłuchiwać, ale gdy Ingmara wciąż nie było widać, zaczął się niepokoić, obawiając się, czy mu się nie zdarzył jakiś wypadek Zaczął schodzić z góry i szukać Ingmara. „Dziwne to przecie“, myślał, „chociaż nie mam powodu kochać Ingmara, byłoby mi bardzo przykro, gdyby mu się stało nieszczęście. Dzielny z niego człowiek i oddał nam tu w Jerozolimie ważne usługi. Zdaje mi się. że gdyby Gertruda nie była między nami, mógłbym zawrzeć z nim przyjaźń serdeczną“.
Wnet zaczęło już świtać, a gdy Bo zeszedł do doliny Jozafata, znalazł wkrótce Ingmara, leżącego między dwoma grobami. Miał ręce skrępo-