Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/323

Ta strona została przepisana.

„Myślałam odrazu, że nie zechcesz z nami pojechać“, rzekła Gertruda.
Umilkli oboje, jak gdyby nie mieli sobie nic do powiedzenia; ale Gertruda wciąż zwracała ku niemu twarz i patrzyła na Boa. Podniósł głowę i wpatrywał się w niebo.
Gdy milczenie trwało dość długo, Bo odezwał się nie odwracając oczu od gwiazd i nie ruszając się wcale: „Czy nie zimno ci tak długo tu na dworze?“
„Chciałbyś pewnie, abym sobie poszła?“
Bo zrobił ruch potakujący głową, sądził jednak, że Gertruda w ciemności nie mogła tego widzieć. Głośno zaś rzekł: „I owszem, przyjemnie mi, że tu siedzisz.“
„Wyszłam tu dziś wieczorem“, rzekła Gertruda, „ponieważ myślałam, że nie można wiedzieć, czy się jeszcze przed moim odjazdem będziemy mogli spotkać sam na sam. A chciałam ci jednak podziękować, żeś mi rankami tak często towarzyszył na górę Oliwną“.
„To czyniłem dla siebie samego“.
„Potem chciałam ci jeszcze podziękować za to, żeś poszedł dla mnie do rajskiej studni“, rzekła Gertruda uśmiechając się.
Bo chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast słów, wyszło coś, co podobne było do łkania. Gertruda czuła, że w całej istocie Boa było tego wieczora coś