motnemi ugorami. Sama sprowadziła się tam wraz z starą Lizą, dla pielęgnowania bydła.
Z końcem maja przyszło na świat dziecko. Był to chłopiec, który wyglądało wiele gorzej, niż dziecko, urodzone poprzedniej jesieni. Było małe i mizerne i krzyczało bezustannie. Gdy stara Liza pokazała je Barbarze, ta zaśmiała się gorzko. „Dla tego dziecka nie warto było, żeś mnie zmusiła do życia“, rzekła.
„Po tak małej istotce trudno wiedzieć, co z niej będzie“, rzekła stara.
„Myśl tylko o tem, że musisz dotrzymać przyrzeczenia i zostawić mi wolną rękę“ rzekła Barbara twardym głosem.
„Tak“, rzekła stara, „muszę jednak wprzód przekonać się, czy jest ślepe“.
„Udawaj tylko, że nie widzisz jakie to dziecko“, rzekła Barbara.
Barbara czuła się tym razem znacznie gorzej niż przeszłej jesieni. Przez pierwszy tydzień była tak osłabiona, że nie mogła wstać. Dziecko nie leżało w pokoju, lecz stara trzymała je w małej stodole, stojącej pod wałem.
Pielęgnowała je dniem i nocą, dawała mu koziego mleka i z trudem utrzymywała je przy życiu. Kilka razy dziennie przynosiła je do izby; ale Barbara wtedy obracała się do ściany, aby go nie widzieć.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/340
Ta strona została przepisana.