„Więc teraz mogę je znów zabrać?“ zapytała stara.
„Zostaw je tu, aż się przebudzi“.
Około wieczora stara chciała wynieść dziecko. Było teraz spokojne i milutkie, zamykało i otwierało rączki. „Cóż ty z nim w nocy robisz?“ zapytała Barbara.
„Leży tam w stodole“.
„Tak, trzymasz go na dworze, jak kociątko?“
„Nie wiedziałam, że to rzecz taka ważna, gdzie to dziecko leży, ale jeżeli chcesz, to może tu być w pokoju“.
Gdy dziecko miało sześć dni, Barbara przypatrywała się z łóżka, jak stara je zawijała. „Trzymasz go źle“, rzekła Barbara, „nic dziwnego, że tak krzyczy“.
„Wiele dzieci już zawijałam“, rzekła stara, „i zdaje mi się, że rozumię się na tem tak dobrze jak i ty“.
Barbara milczała przez chwilę, ale w duchu myślała, że nie widziała, aby się ktoś tak źle z dzieckiem obchodził. „Tak go trzymasz, że mu twarz zsiniała“, rzekła niecierpliwie.
„Myślałam, że z takim potworkiem nie trzeba robić tyle ceremonii, co z księciem“, rzekła stara zagniewana; „ale skoro nie podoba ci się, to spróbuj sama zrobić“.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/342
Ta strona została przepisana.