Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/345

Ta strona została przepisana.

konała swój poprzedni zamiar. Dziecko było przez cały czas słabe i chorowite. Ledwie rosło i było prawie jeszcze tak drobne, jak kiedy przyszło na świat. Ale najwięcej Barbarę martwiło to, że oczy jego były zawsze opuchnięte i czerwone. Ledwie próbowało podnieść powieki.
Pewnego dnia Liza zaczęła mówić o tem wiele dziecko ma tygodni. „Barbaro, dziś chłopcu właśnie trzy tygodni“, rzekła.
„Nie“, odpowiedziała Barbara gwałtownie, „jutro dopiero“.
„Czy tak“, rzekła stara, „może się przerachowałam, ale przypominam sobie dokładnie, że urodził się w środę“.
„Zdaje mi się, że mogłabyś mi pozwolić, abym go miała jeden dzień dłużej“, rzekła Barbara.
Gdy stara Liza ubierała się następnego ranka, rzekła do Barbary: „Nie ma paszy tu w pobliżu, muszę pognać krowy dalej w las. Wrócimy dopiero wieczorem“.
Barbara zwróciła się ku niej gwałtownie i zdawało się, że chcc coś mówić, ale zacisnęła wargi i milczała.
„Chciałaś coś powiedzieć?“ zapytała stara. Zdawało jej się, jakby Barbara chciała ją prosić, aby została w domu. Ale Barbara milczała.
Wieczorem stara powracała powoli z bydłem. Popędzała krowy naprzód, które odbiegały w prawo