Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/349

Ta strona została przepisana.

niem. Ale nad ranem dziecko obudziło się, leżało wypoczęte i wesołe w koszu, który mu służył za kolebkę i wyciągał rączki do Barbary, gdy do niego przemawiała. Wtedy Barbara była znów spokojna i cierpliwa. „Zdaje mi się, że inne matki, które mają zdrowe dzieci, nie kochają ich tak, jak ja kocham to biedne moje“, mówiła do starej Lizy.
Minął czas i lato miało się ku końcowi. Barbara nie doszła jeszcze do decyzyi, jak ma to urządzić, ażeby dziecko po powrocie swym ukryć jeszcze przed ludźmi. Czasami myślała, że nie pozostanie jej nic, jak chyba wyjazd z kraju.
Z początkiem września było pewnego wieczora bardzo ciemno, deszczowo i burzliwie. Barbara i Liza zapaliły ogień w kominie i grzały się przy płomieniu. Barbara miała dziecko na rękach i jak zwykle zastanawiała się nad tem, jak to urządzić, aby Ingmar nie dowiedział się niczego.
„Inaczej powróci do mnie“, myślała. „Nie wiem jak mu to wytłumaczyć, że chcę ciężar mój nosić sama“.
Gdy o tem myślała, otwarły się drzwi chaty niespodziewanie i wszedł wędrowiec.
„Niech będzie pochwalony!u rzekł wchodząc. Szczęście, że znalazłem wasz dom. W tej ciemnej nocy nie mógłbym dojść do wsi; ale przypomnia-