dniego dnia przyjechała Gertruda, a teraz w kuchni matki Stiny ustawiony był duży stół a na nim leżały wszystkie podarunki, które Gertruda przywiozła z Jerozolimy dla ludzi we wsi. Przez, dzieci szkolne dała znać wszystkim w okolicy, którzy mieli krewnych i przyjaciół między kolonistami aby przyszli do szkoły. A teraz przychodzili jeden za drugim, Hök Matts i Per, brat Ljunga Björna i wielu innych. A Gertruda dawała każdemu co było dla niego przeznaczone i opowiadała przytem o Jerozolinie, o kolonii i o wszystkich cudach, jakich koloniści w mieście świętem doznali.
Bo Manson był również obecnym w szkole i pomagał Gertrudzie w opowiadaniu, lecz Ingmara nie widziano. Podczas całej podróży myślał, że to, co Karina opowiadała mu o Barbarze było tylko potwarzą, ale gdy przybył do wsi ojczystej i dowiedział się że to było prawdą, zdawało mu się z początku wprost niemożliwem spojrzeć ludziom w oczy. Pozostawał u rodziców Boa; tam zostawiano go w spokoju, nikt się o niego nie troszczył ani z nim nie mówił.
Około południa jednak zmniejszył się przypływ ludzi do szkoły i przez chwilę Gertruda była sama w kuchni. Wtem weszła słuszna i piękna kobieta do kuchni. „Kto to może być?“ myślała Gertruda. „To dziwne, że jest we wsi ktoś taki, którego nia znam!“
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/354
Ta strona została przepisana.