Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/359

Ta strona została przepisana.

nawet mówić ze mną nie chce, po tak długiem niewidzeniu się! Ach dlczego oboje jesteśmy tak nieszczęśliwi!“
„Lepiej byłoby pewnie, gdybym powiedziała prawdę“, przeszło jej przez myśl. „Nie mogę znieść tego, by mną gardził. Lepiej będzie, jeżeli powiem mu prawdę, a potem zabiję się“.
Nagle zaczęła mówić. „Nie pytasz wcale, jak rzecz stoi z Ingmarem Silnym?“ rzekła.
„Przyjdę jeszcze dość wcześnie, abym mógł sam się przekonać, rzekł Ingmar mrukliwie.
„Przyszedł dziś rano do mnie, mówiła Barbara, „i opowiadał mi, że tej nocy otrzymał poselstwo iż dziś umrze“.
„Czyż nie jest chorym?“ zapytał Ingmar.
„Miał przez cały rok silne rwanie członków, i skarżył się wciąż, że ty nie powracasz i dlatego nic może umierać. Mówił że nie może zejść ze świata zanim ty nie wrócisz z pielgrzymki“.
„Ale czy dziś nie jest bardziej chorym niż był?“
„Nie, nie jest bardziej chorym, ale jest silnie przekonanym, że umrze, i położył się na łóżko w izdebce. Przesięwziął sobie, że musi zupełnie tak samo umierać, jak twój ojciec i musieliśmy posłać po księdza i po doktora, bo oni byli również u łoża Ingmara Wielkiego. Żądał też tej kapy wspaniałej, którą przykryty był Ingmar wielki, ale nie