Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/363

Ta strona została przepisana.

wało mu się że słyszy całe melodye i pieśni. Gdy przyszedł lekarz i ksiądz, położył skrzypce na bok i opowiadał im o cudownych rzeczach, które go w życiu spotkały. Obracało się to głównie około Ingmara Wielkiego i duchów leśnych, które przez długi czas żyły z nim przyjaźnie. Ale odkąd Hellgum ściął krzak róży przed jego chatą, nie wiodło mu się już tak dobrze na świecie. Duchy leśne przestały się nim opiekować, i spadały nań rozmaite nieszczęścia. „Może mi ksiądz probosz wierzyć, że ucieszyłem się szczerze, gdy tej nocy przyszedł do mnie Ingmar Wielki i powiedział mi, że nie potrzebuję już dłużej czuwać nad jego dworem, i mogę iść na spoczynek.
Ingmar Silny był w bardzo uroczystym nastroju i widocznem było, że wierzył silnie w swoją śmierć. Ksiądz odezwał się wprawdzie, że nie wygląda wcale na chorego, ale lekarz, po opukaniu go i zbadaniu serca rzekł poważnie: „Nie, nie, Ingmar Silny wie co mówi. Nie daremnie oczekuje śmierci“.
Gdy weszła Barbara i rozpostarła piękną kapę na łóżku, zbladł cokolwiek. „Teraz już zbliża się koniec“, rzekł, gładząc rękę Barbary. „Dziękuję ci to i za wszystko inne. I proszę cię, abyś mi przebaczyła, że byłem w ostatnim czasie tak przykrym dla ciebie“. Barbara łkała. W sercu jej nagromadziło się tyle smutku, że na płacz zbierało