Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/364

Ta strona została przepisana.

jej się bardzo łatwo. Raz jeszcze stary pogładził jej rękę i podroczył się z nią, że płacze. „Nie płacz, Ingmar wnet już będzie z nami“, rzekł.
„Jest już tu“, powiedziała Barbara. „Miałam wejść pierwej i zapowiedzieć jego przybycie“.
Gdy Ingmar wszedł, stary podźwignął się mozolnie na łóżku i wyciągnął do niego rękę. „Pozdrawiam cię w domu!“ rzekł.
Ingmar zasmucił się widząc go. „Nie spodziewałem się, że zadasz mi ten ból, i położysz się w dzień mego powrotu, aby umrzeć“, rzekł.
„Nie gań mnie zato“, mówił stary usprawiedliwiając się niejako. „Przypominasz sobie przecie, że Ingmar Wielki przyrzekł mi, iż będę mógł przyjść do niego, skoro ty powrócisz z pielgrzymki?“
Ingmar usiadł na krawędzi łóżka. Stary gładził mu rękę, ale długo nie mówił ani słowa. Widocznem było, że śmierć nadchodzi. Był coraz bledszy a oddech wydawał się już jak stłumione syczenie.
Barbara wkrótce wyszła z pokoju a wtedy zaczął stary wypytywać Ingmara. „Czy dobry miałeś powrót?“ zapytał, patrząc przytem bystro na niego.
„Tak“, odpowiedział Ingmar, pieszcząc go ręką, „miałem dobrą podróż“.
„Tu opowiadano, że przywieziesz z sobą Gertrudę?“