Teraz nikt już nie wątpił o tem, że Ingmar Silny gotuje się do odejścia. Leżał z zamkniętemi oczymi z złożonemi rękami, Wszyscy zachowywali się cicho, aby mu nie przeszkadzać.
Ale myśli Ingmara silnego powracały wciąż do dnia, kiedy umarł Ingmar Wielki. Widział przed sobą izbę jak wyglądała, gdy przyszedł pożegnać się z nim. Potem przypomniał sobie dzieci, które pan jego uratował i które siedziały na jego łóżku gdy umierał. Gdy o tem myślał, był bardzo wzruszony. „Widzisz Ingmarze wielki, tyś miał przecie jeszcze lepiej odemnie, szepnął, gdyż wiedział, że przyjaciel jego młodości był w tej chwili nie daleko Od niego. „Ksiąd i doktór są przy mnie, i jestem nakryty twoją kapą, ale nie ma małego dziecka, ktreby siedzić mógł u stóp moich na łóżku“.
Ledwie to powiedział, usłyszał że ktoś mówi: „Jest tu we dworze dziecko, któremu mógłbyś w godzinie twej śmierci wielkie dobrodziejstwo wyrządzić“.
Gdy to usłyszał Ingmar Silny, zaczął się uśmiechać. Zdawało się, że zrozumiał teraz, co ma uczynić. Zaczął więc głosem słabym już, ale jeszcze wyraźnym biadać nad tem, że ksiądz i doktór mrszą tak długo czekać na jego śmierć. „Ale kiedy ksiądz proboszcz jest już obecny“, rzekł, chciałbym uwiadomić go o tem, że jest w tym domu dziecko nieochrzczone, i chciałby zapytać, czy ksiądz pro-
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/367
Ta strona została przepisana.