Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/376

Ta strona została przepisana.

„O, nie wiele mogłem pomódz dziecku! rzekł Ingmar.
„Przez ciebie Bóg raczył zdjąć zeń klątwę“, rzekła Barbara z uczuciem. „Dlatego odbyłeś pielgrzymkę, która tak dobrze się skończyła. Jedyna rzecz, która w ciągu zimy podtrzymywała mnie, to nadzieja, że Bóg będzie łaskaw dla ciebie i dla dziecka, ponieważ pojechałeś do Jerozolimy!
Ingmar spuścił głowę. „Wiem tylko, że byłem przez całe życie biednym człowiekiem“, rzekł i wyglądał przy tem taki przygnębiony, jak przedtem.
„Czy wiesz, o czem tam mówiono przed chwilą w izdebce?“ zapytała. „Ksiądz mówił że odtąd ludzie będą cię zwali Igmarem Wielkim, ponieważ jesteś w takich łaskach u Boga, że przez ciebie zdjął klątwę, która spoczywała na mojej rodzinie“.
Siedzieli obok siebie na ławce wmurowanej w ścianie. Kobieta tuliła się do Igmara, ale ramię jego wisiało bezwładnie a twarz sposępniała.
„Zdaje mi się, że gniewasz się na mnie, rzekła Barbara. „Myślisz pewnie o tem, jak przykrą i nieprzyjemną byłam dla ciebie, gdyśmy się spotkali na ulicy. Ale wiedz o tem, że nigdy w życiu nie przeszłam gorszej godziny.“
„Nie mogę być zadowolony“, rzekł Ingmar, „ponieważ nie wiem jeszcze wcale, jak z nami będzie. Mówisz mi teraz tyle przyjemnych rzeczy, ale