Przez cały czas, odkąd Gordoniści mieszkali w Jerozolimie, zjawiał się na ulicach świętego miasta codziennie człowiek, wlokący na plecach ciężki, niezgrabny krzyż drewniany. Nie mówił z nikim i nikt z nim nie mówił. Nikt nie wiedział, czy człowiek ten by obłąkanym, który wyobrażał sobie, iż jest Chrystusem, lub czy też był to pątnik, który spełniał swoją pokutę.
Nieszczęsny pątnik przepędzał noc w jaskini na górze oliwnej. Każdego poranka, gdy wschodziło słońce, wchodził na górę i patrzył ku Jerozolimie, która leżała na niższem wzgórzu tuż pod nim. Badawczym wzrokiem wodził po mieście, od domu do domu, od kopuły do kopuły, śledząc pilnie, jak gdyby oczekiwał, że przez noc zaszła tam ważna zmiana. Gdy przekonał się nakoniec, że wszystko było jak dawniej, wydał głębokie westchnienie; powrócił do swej jaskini, wziął napowrót ciężki krzyż na ramiona swe i włożył na czoło wieniec spleciony z ostrych cierni.
I zaczął znów schodzić z góry ciągnąc ciężar swój powoli i wśród westchnień przez winnice
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/59
Ta strona została przepisana.
Pątnik.