po chleb i zjadł go z chciwością. Potem starał się uporządkować cierniową koronę i dźwignął znów krzyż na plecy.
Za kilka chwil znów stał z promiennym wyrazem oczekiwania przed małą kaplicą, zwaną domem świętej Weroniki; ale przygnębiony rozczarowaniem, rozpoczął dalszą wędrówkę. Szedł wzdłuż całej ulicy od stacyi do stacyi, oczekiwał swego wyzwolenia z równą pewnością przed kaplicą, stojącą przed Bramą Sprawiedliwości, przez którą Chrystus opuścił miasto, jak i na miejscu, gdzie Zbawiciel przemawiał do kobiet jerozolimskich.
Gdy przeszedł całą Drogę Krzyżową zaczął przerzynać całe miasto w niespokojnem poszukiwaniu. Na ciasnej, gęsto zaludnionej ulicy Dawida, stanowił taką przeszkodę dla komunikacyi, jak wielbłąd obciążony wiązkami chrustu; lecz nikt nie przeklinał go, ani nie dokuczał mu.
Podczas tych wędrówek zdarzało się czasami, że dostał się na ciasne podwórze świętego Grobu. Tu jednak nieszczęsny pątnik nie składał swego ciężaru, ani nie zdzierał z głowy korony. Skoro chaczył szarą, ponurą fasadę, odwrócił się i uciekał. Nie widziano go tu przy żadnej świetnej procesyi, nie było go nawet przy wielkim Cudzie Wielkanocnym. Stary pokutnik miał widocznie przekonanie, że jedynie na tem miejscu, nie znajdzie z pewnością tego, co szukał.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/64
Ta strona została przepisana.