Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Rozpacz i trwoga jego były tak wielkie, że Ljung Bjözu i Tins Halfvor ulitowali się nad nim i postanowili pomódz mu. Sądzili, że lepiej mu będzie, gdy pragnienie jego będzie spełnione. Sporządzili więc nosze i pewnego wieczora, gdy powietrze cokolwiek ochłodło, ponieśli go do Jerozolimy.
Obrali prostą drogę ku miastu, a Birger był zupełnie przytomny i spoglądał bez przerwy na kamienistą ziemię i łyse pagórki. Gdy doszli tak daleko, iż mogli już widzieć bramę Damaszku i mury miasta, zdjęli nosze, ażeby chory mógł nasycić się upragnionym widokiem.
Birger nie powiadział ani słowa; Ocienił sobie ręką oczy i natężał się by módz dobrze widzieć.
Lecz nie widział przed sobą niczego, prócz szaro-brunatnego muru z kamienia i wapna, podobnego do innych murów.
Wielka brama z niskiem wejściem i wyzębioną fasadą wydała mu się ponurą.
Leżąc tak bezsilnie i nieruchomo, wyobrażał sobie, że oni nie przywiedli go do prawdziwej Jerozolimy. Przed kilku dniami, onego wieczora, gdy przybyli, widział inną Jerozolimę, tak promienną, jak słońce.
„Że też moi starzy przyjaciele i rodacy, mo-