Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Chłopi szybko nieśli go przez miasto; byli tu już kilkakrotnie sami, mogli więc objaśnić chorego, jak się nazywają miejsca, które mijali.
„Oto dom bogatego człowieka“, rzekł Halfvor wskazując na bndynek, który wyglądał, jak gdyby mógł się każdej chwili zawalić.
Skręcili do ulicy tak ponurej, jakby nie był nigdy wnikł do niej promień słońca. Birger patrzył na łuki ciągnące się na poprzek ulicy od domu do domu. „To istotnie potrzebne“, myślał, gdyż baraki te zawaliłyby się, gdyby nie były dobrze podparte“.
„Oto Droga krzyżowa“ rzekł Halfvor do Birgera. „Jezus rzekł tędy niosąc swój krzyż.“
Birger leżał cichy i blady. Krew jego nie szumiała już tak w żyłach jak podczas ubiegłego dnia; zdawało się że stanęła w obiegu i Birger był zimny jak lód.
Dokąd przybył, wszędzie widział tylko szare, uszkodzone mury, lub tu i ówdzie niską bramę. Zrzadka było okno, i to zawsze zbite, a w puste ramy wetknięte były szmaty.
Halfov znów zatrzymał nosze. „Tu stał pałac Piłata“, rzekł, „i tu też wyprowadzono Jezusa i powiedziano o nim! „Patrzcie, jaki człowiek!“
Birger Larson skinął na Halfovora, aby się zbliżył i ujął go uroczyście za rękę.