Ulice wyglądały zupełnie tak samo jak, inne tylko że było w nich pełno ludzi. Halfvor zatrzymał nosze na ulicy poprzecznej i zwrócił uwagę Birgera na beduinów o ciemnej cerze, z gwerem na plecach i sztyletem za pasem. Pokazał mu współnagich wodziarzy, którzy nieśli wodę w workach ze skóry wieprzowej i rosyjskich księży, którzy mieli włosy po kobiecemu spięte w węzeł na karku, oraz machomedańskie kobiety, wyglądające jakby upiory w długich białych szatach i z czarną zasłoną na twarzy:
Birger był najmocniej przekonany, że przyjaciele jego robią sobie z nim szczególny żart. Ludzie, ci wszakże niepodobni byli zgoła do spokojnych wędrowców, kroczących z palmami w ręku po ulicach prawdziwej Jerozolimy.
Gdy birger dostał się w wir uliczny, popadł na nowo w gorączkę. Halfvor i inni ludzie dźwigający nosze, widzieli iż był coraz bardziej chorym. Ręce jego niespokojnie błądziły po kapie, którą był przykryty i kroplisty pot występował mu na czoło.
Secz skoro tylko wspomniano o powrocie rzucał się i mówił, że przyprawią go o śmierć, jeżeli nie poniosą go tam, gdzie będzie mógł obaczyć miasto Boże.
Popędzał ich tak, aż doszli do góry Sion, a gdy ujrzał bramę siońską zawołał, iż chce, by go tam
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/76
Ta strona została przepisana.