przywiezioną bryłkę i zapytał, czy dużo mają takich kamyków w swojej parafii.
— Całą górę — odrzekł proboszcz.
Naczelnik poklepał go po ramieniu i rzekł:
— Baczcie, żebyście dobry z tego zrobili użytek, gdyż to jest srebro.
Proboszczowi zakręciło się w głowie z radości. Spieszył do domu, żeby zawiadomić towarzyszów o wielkim szczęściu, które ich spotkało. Najprzód zatrzymał się przed gospodą, ale zdumiał się na widok czarnej chorągwi opartej o drzwi.
— Kto tutaj umarł? — zapytał.
— Sam gospodarz — odpowiedział parobek — od tygodnia ciągle pił i wykrzykiwał, że odkrył kopalnie, nie potrzebuje więc pracować.
Proboszcz zmartwił się i poszedł do drugiego towarzysza, Persona, ale ten, dowiedziawszy się, że to było srebro, załamał ręce z rozpaczy.
— Ach! ja nieszczęśliwy! — zawołał —
Strona:Selma Lagerlöf - Kopalnia srebra.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.