Strona:Selma Lagerlöf - Legenda na dzień Świętej Łucji.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

pozostawiwszy w Börtsholmie jedynie kilku starych strażników dla dozoru zamku, i wypłynęła wraz z całym dobytkiem na rozciągające się przed nią, bezbrzeżne jak morze, wielkie jezioro.
O tej podróży pani Łucji wiele istnieje podań i notatek. Tak więc opowiadają, iż ta część wybrzeża Vänern, gdzie wróg pustoszył najwięcej, w chwili jej przybycia zupełnie była przez mieszkańców opuszczoną. Pani Łucja przypłynęła tam bardzo zgnębiona i napróżno dośledzić usiłowała najmniejszy choćby znak życia i ruchu, ale żaden dym nie wzbijał się ku obłokom, żaden kur nie zapiał, ani też krowa zaryczała.
Mieszkał tu wszakże w jednej z gmin staruszek ksiądz, nazwiskiem Kolbjörn. Nie uważał on za możliwe towarzyszyć swym parafjanom, gdy ci swe spustoszone domowstwa porzucali, albowiem zarówno na plebanji, jak i w kościele pełno miał rannych w bitwie. Pozostał przy nich, pielęgnował rany, obdzielał ostatkami, odmawiając sobie strawy i wypoczynku. Tak go to wyczerpało, iż czuł się blizkim śmierci. Otóż pewnego mrocznego dnia jesiennego, gdy ciężkie nad jeziorem przeciągały obłoki, czarne się fale piętrzyły, a ponurość natury beznadziejność i nędzę zwiększała, biedny ksiądz Kolbjörn, który nie mógł już odprawiać Mszy Świętej, spróbował pociągnąć za sznur dzwonnicy, by przez to wyjednać błogosławieństwo Boskie dla swych chorych. I o dziwo! Zaledwie ozwały się pierwsze