pogardę dla ludzi, kto go pouczy miłości bliźnich? I kto w ogóle może zbliżyć się do niego?
— Ty wiesz, że istnieje ktoś co by tego dokazał, — rzekła kobieta. Nieraz rozmyślam nad tym, co by to było, gdyby ci dwaj spotkali się na święcie. Jednak skryte są sądy boże przed naszymi oczyma!
Staruszka nie żałowała wygód swego minionego życia. Po niejakim czasie przybyło małżeństwu dziecko, a ona pielęgnując je, zdawała się tak zadowoloną, jakby o wszystkich troskach zapomniała.
Co pół roku wdziewała swój szary płaszcz i schodziła do Rzymu. Nie odwiedzała tam nikogo, szła prosto na Forum. Na wspaniałym placu zatrzymała się przed małą świątynią; w dziedzińcu brukowanym marmurowymi płytami stał ołtarz, nad nim Fortuna, bogini szczęścia, niżej zaś posąg Tyberiusza. Na około dziedzińca były mieszkania kapłanów, zapasy paliwa i stajnie bydła ofiarnego.
Wędrówka staruszki nie wiodła nigdy dalej, jak do tej świątyni. Tu składano ofiary na szczęście Tyberiusza. Skoro zastała tam pełno świeżych wieńców, ogień płonący i tłumy wielbiące cesarza, oraz kapłanów, którzy półgłosem odmawiali swe hymny, zadowolona wracała w swoje góry.
Tym sposobem, nie pytając żywej duszy, mogła się zawsze dowiedzieć, czy cesarz żyw i czy wielu ma jeszcze przyjaciół.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/104
Ta strona została przepisana.