na. — Gdzie senatorowie i dowódcy wojsk? Gdzie zausznicy cesarza i pochlebcy?
— Tyberiusz nie chce się już ukazywać obcym, — rzekł niewolnik. Senator Lucjusz i dowódca straży przybocznej, przychodzą codzień po rozkazy. Nikomu innemu zbliżyć się nie wolno.
Faustyna weszła do willi, niewolnik szedł przed nią.
— Co powiadają lekarze o chorobie cesarza? — spytała.
— Nikt nie zna tej choroby. Nie wiedzą nawet czy zabija szybko czy powoli. Jedno tylko pewne, że Tyberiusz umrzeć musi, jeżeli dalej będzie się uchylał od pokarmów z obawy, że zatrute. A zresztą, nikt nie wytrzyma czuwania dzień i noc w strachu przed mordercami.
Jeżeli ci będzie ufał jak dawniej, to może zdołasz nakłonić go do snu i jadła. Mogłabyś mu tym dni życia przedłużyć.
Niewolnik wiódł Faustynę przez obszerne dziedzińce i korytarze na terasę, gdzie Tyberiusz zwykł był przebywać najczęściej, patrząc na wspaniały widok na zatokę i pyszny Wesuwiusz.
Wszedłszy na terasę ujrzała Faustyna leżącą na ziemi skuloną postać o potwornej twarzy i pozorze zwierzęcym. Ręce i nogi w bandażach, z pomiędzy opasek widne były jednak półzżarte chorobą palce rąk i nóg. Odzież tego człowieka pełna była kurzu i brudu, widoczne było, że nie mogąc chodzić, pełzać musiał na czworakach po terasie.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/108
Ta strona została przepisana.