— Nie wrócisz do jaskini na puszczy, pojedziemy oboje daleko za morze do kraju, gdzie nie ma osobnych praw dla chorych i zdrowych. I takim sposobem...
W tej chwili powstał niewolnik i rzekł: Nie mów nic więcej. Chodź i odprowadź mię kawał drogi, znasz ją dobrze, a ja radbym nie czekając ranka wyruszyć, aby co rychlej zdać sprawę cesarzowi i Faustynie o tym co im przekazujesz.
Kiedy wincerz odprowadziwszy niewolnika wrócił do chaty zastał żonę czuwającą jeszcze.
— Nie mogę spać — rzekła — ciągle myślę nad tym, czy się ci dwaj spotkają. On, miłujący wszystkich ludzi, z tym, który wszystkich nienawidzi. Zdaje mi się jakby to spotkanie świat w posadach poruszyć miało.
Faustyna udała, się do odległej Palestyny w podróż ku Jerozolimie. Nie dopuściła, aby kto inny zajął się wyszukaniem proroka i sprowadzeniem go do cesarza.
— Zaiste, to, czego od tego obcego człowieka czekamy — mówiła — nie da się wymusić groźbą ani darami. Może jednak zlituje się nad nami, jeśli mu kto do nóg upadnie i opowie jakie męki cesarz przebywa. A któż inny potrafi goręcej wstawić się za Tyberiuszem, od tej, która z nim cierpi zarówno?