Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

wały w jaskini skalnej, gdzie nie było nic, tylko nagie, zimne ściany kamienia.
Nagle przyszło na myśl pasterzowi, że to biedne, niewinne dzieciątko zamarznąć może w jaskini i pomimo, że był bardzo twardym i srogim, żal go zdjął i postanowił poratować to dziecko.
Zdjął tłomoczek z ramienia, wyjął z niego białą, miękką skórkę jagnięcia i dał ją obcemu człowiekowi, aby dziecko otulił.
W tej samej chwili, kiedy uczynił miłosierdzie, otwarły mu się oczy i ujrzał czego pierwej nie widział i usłyszał czego pierwej usłyszeć nie mógł.
Zobaczył wkoło siebie zbity krąg aniołków srebrno-skrzydłych. Każdy z nich miał lutnię w ręku, wszyscy zaśpiewali w głos o tym, że się narodził Zbawiciel co świat z grzechu odkupi.
Wtedy zrozumiał, dlaczego wszystko stworzenie takie rade tej nocy, że nikomu krzywdy uczynić nie może.
Nie tylko blisko siebie widział pasterz anioły, były wszędzie. Siedziały w grocie i na górze, unosiły się pod niebiosa, przeciągały wielkim orszakiem przez drogę, a mijając grotę, zatrzymywały się, aby spojrzeć na dziecię.
Radość i uciecha, śpiew i granie rozlegały się naokół, a wszystko to widział pasterz tej ciemnej nocy, w której przedtem niczego dopatrzyć nie mógł. I taka radość go zdjęła z tego, że mu się oczy rozwarły, iż padł na kolana i dziękował Bogu.
To powiedziawszy babcia westchnęła i rzekła: