— Gdzie jest wielki Prorok Nazareński, którego Bóg zesłał, a który nam zwróci dusze nasze i rozumy stracone?!
I usłyszała znowu jak niewolnik odparł im obojętnie:
— Na nic się nie zda szukać go. Piłat go zabił.
Skoro to słowo padło, wszyscy obłąkani poczęli się z krzykiem strasznym, podobnym do ryku dzikich zwierząt targać w rozpaczy okrutnej, drzeć i kaleczyć wzajemnie, aż krew spływała z ich ran po bruku.
Widząc to śpiąca łamać jęła ręce i błagać głośno tak, że własny jęk ją obudził.
Zasnęła jednak powtórnie i znowu znalazła się we śnie na dachu swojego domu. Wokoło niej siedziały niewolnice grając na cymbałach i lutniach, migdałowe drzewa sypały na nie swe białe płatki, a kwiecie róż pnących woniało.
Gdy tak siedziała, doleciał jej uszu głos, który mówił:
— Pójdź do balustrady otaczającej dach twój i spojrzyj w dziedziniec!
Przez sen jednak wzbraniała się uczynić i rzekła:
— Nie chcę już patrzeć na tych, co się tam nocy dzisiejszej tłoczą!
W tej chwili ozwał się na podwórcu brzęk łańcuchów, kucie młotami i kołotanie jakby drzewem o drzewo. Niewolnice urwały śpiew, poniechały
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/133
Ta strona została przepisana.