— Nie chcę! Dosyć nieszczęścia widziałam już tej nocy... Równocześnie usłyszała łoskot trzech uderzeń w bramę. Mąż jej poszedł do kamiennej poręczy zajrzeć, kto tak natarczywie wnijść żąda do jego domu. Zaledwie się jednak pochylił patrząc, skinął na żonę, żeby przyszła również.
Spojrzała w dziedziniec przepełniony jezdnymi i końmi, niewolnicy zdejmowali juki z osłów i wielbłądów. Widocznie znakomity gość jakiś przybył.
We drzwiach wchodowych stał słuszny niemłody człowiek z twarzą ponurą i zasępioną.
— Czy znasz tego człowieka! — spytał namiestnik żony.
— Tyberiusz przybył do Jerozolimy! Nikt inny nie może być.
— I mnie się tak wydaje, — odparł mąż, kładąc jednocześnie palec na ustach, na znak żeby milczała a słuchała tego co mówią na dole.
Widzieli jak odźwierny wyszedł i pytał przybyłego.
— Kogo tu szukasz!
A podróżny odpowiedział:
— Szukam wielkiego Proroka Nazareńskiego, który obdarzon jest od Boga mocą czynienia cudów. Cesarz Tyberiusz wzywa go, aby zdjął zeń brzemię straszliwej choroby, przeciw której lekarze środka nie znają.
A gdy usłyszał te słowa, pochylił się niewolnik kornie i rzekł:
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/137
Ta strona została przepisana.