Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/156

Ta strona została przepisana.

szyli się po świecie. Ludzie poznali uprawę ziemi, jęli podróżować po morzu, sporządzać sobie odzienie i ozdoby, a nawet od dawna już nauczyli się budować wielkie świątynie i potężne miasta jak Teby, Rzym i Jerozolimę.
Wtedy nastał dzień, który w historii ziemi miał zostać niezapomnianym. Rankiem dnia tego siedziała pliszka na nagim wzgórzu, koło Jerozolimy i śpiewała swoim młodym, które leżały w gniazdku zbudowanym śród niskiego cierniowego krzewu.
Pliszka opowiadała dzieciom o cudownym dniu stworzenia i o nadawaniu nazw, jak każda pliszka opowiada swoim młodym, zacząwszy od owej pierwszej, która słyszała słowa Boskie gdy z Bożej ręki wynikła.
— No i widzicie, — skończyła smutno — tyle lat minęło już od pierwszego dnia stworzenia, tyle róż przekwitło, tyle piskląt wylęgło się z jaj, że nikt by ich zliczyć nie zdołał a pliszka czerwonogardła jest zawsze jeszcze małym szarym ptaszkiem, jeszcze nie udało się jej zasłużyć na czerwone piórka na szyję.
Młode szeroko rozwarły dzioby i pytały, czy też ich przodkowie nie próbowali dokonać kiedy jakiego wspaniałego czynu, aby na tę bezcenną czerwoną ozdobę zasłużyć mogli?
— Wszyscy robiliśmy cośmy mogli, — rzekła pliszka — ale nikomu się nie udało. Pierwsza pliszka spotkała drugiego ptaszka, który zupełnie do niej był podobny i tak gwałtownie go pokochała,