tylu znakomitych przodków nie osiągnęło celu? Co mogły więcej uczynić jak kochać i śpiewać? Co mogły?...
Ptaszek przerwał wśród zdania, gdyż z bramy jerozolimskiej nadchodził tłum ludzi, a cały zastęp pędził właśnie ku wzgórzu, gdzie pliszka miała gniazdo.
Jechali jeźdźcy na pysznych rumakach, za nim szli wojownicy z długimi włóczniami, katowskie pachołki z gwoździami i młotami, dalej uroczyście kroczący kapłani i sędziowie, płaczące niewiasty, a przed nimi wszystkimi mnóstwo dzikiego, pędzącego pospólstwa, ohydny wyjący tłum zbirów.
Drobny szary ptaszek siedział drżąc na brzegu gniazdka. Obawiał się, że każdej chwili krzaczek głogu zostanie zdeptany a młode zabite. Uważajcie — wołał do bezbronnych piskląt — siedźcie cicho w zbitej gromadce! Koń idzie właśnie ponad nami.
A teraz nadchodzi wojak w sandałach żelazem okutych! A tu cała dzika hurma się wali!
Raptem umilkła i zaniechała przestróg. Prawie że zapomniała o własnym niebezpieczeństwie.
Zeskoczyła na gniazdko i szybko rozpostarła skrzydła nad młodymi.
— Nie, to nadto okropne — rzekła. — Nic chcę abyście patrzyli na coś podobnego, trzech złoczyńców mają krzyżować!
I zalękła rozszerzała skrzydełka, aby małe niczego dojrzeć nie mogły. Słyszały tylko grzmiący
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/158
Ta strona została przepisana.