Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/159

Ta strona została przepisana.

łoskot młotów, żałosne jęki ofiar i dzikie okrzyki pospólstwa.
Pliszka patrzyła na wszystko rozszerzonymi z przerażenia oczyma. Nie mogła wzroku oderwać od tych trzech nieszczęśliwych.
— Jacy ludzie okrutni — rzekła pliszka po chwili. — Nie dosyć im, że tych biedaków poprzybijali do krzyża, nie, musieli jeszcze jednemu z nich włożyć cierniową koronę na głowę.
— Widzę, że ciernie zraniły mu czoło i że krew ścieka — mówiła dalej. — A człowiek ten jest tak piękny i pogląda tak łagodnymi oczyma, że każdy go musi miłować. Zdaje mi się, że strzała przebija mi serce, kiedy patrzę na jego cierpienia.
Pliszka doznawała coraz żywszego współczucia wobec cierniami ukoronowanego. Gdybym była bratem orłem — pomyślała — to bym powyrywała gwoździe z rąk jego, a silnymi szponami rozpędziłabym wszystkich tych ludzi, którzy go dręczą!
Widziała jak krople krwi padały na czoło ukrzyżowanego i nie mogła usiedzieć już dłużej na gnieździe.
— Chociaż tak jestem drobna i bezsilna, muszę uczynić coś dla tego udręczonego biedaka — myślała, opuściwszy gniazdo, okrążając dalekim, nieśmiałym lotem, przybitego do krzyża.
Obleciała kilka razy w koło, nie śmiejąc się zbliżyć, bo pliszka, to ptaszek płochliwy wielce i brak mu odwagi wobec ludzi. Powoli jednak nabrała otuchy, przyleciała tuż i wyciągnęła dziób-