Zeszli tedy na ziemię i zaczęli na nowo swoją żmudną wędrówkę.
Odtąd, przez długie lata Święty Piotr nie oglądał raju, chodził tylko i tęsknił do tej krainy za murem... Aż teraz oto był już tam, nie potrzebował tęsknić, mógł całymi dniami, pełnymi rękoma czerpać radość z nieustannie bijących źródeł.
Święty Piotr zaledwie od czternastu dni był w niebie, kiedy zdarzyło się, że do Pana Jezusa siedzącego w swoim krześle, przyszedł anioł, skłonił się przed nim siedem razy i oznajmił, że jakieś wielkie nieszczęście spotkać musiało świętego Piotra, nie chce bowiem jeść ani pić a oczy ma zaczerwienione, jakby od paru dni już nie spał...
Usłyszawszy to Pan Jezus powstał zaraz i poszedł do Świętego Piotra.
Znalazł go daleko na najodleglejszym krańcu raju, leżał na ziemi, jak gdyby nadto osłabiony, aby mógł powstać, szatę miał rozdartą i głowę posypaną popiołem.
Widząc go w takim smutku, usiadł Pan Jezus koło niego i przemawiał doń tak, jak zwykł był czynić wówczas, kiedy razem podczas ziemskiej wędrówki przebywali utrapienia przeróżne.
— Co cię przejmuje takim żalem? — pytał Pan Jezus.
Żałość zmogła jednak Świętego Piotra tak, że niezdolny był odpowiedzieć.
— Cóż cię tak zasmuca? — spytał Pan Jezus powtórnie
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/164
Ta strona została przepisana.