Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/170

Ta strona została przepisana.

czywszy, że obejmuje ramieniem jego matkę i podnosi ją w górę.
— Bądź, błogosławiony, który mi matkę powracasz! — zawołał.
A Pan Jezus położył rękę na ramieniu Piotra jakby przestrzegając, żeby się za wczesnej radości nie oddawał.
Święty Piotr jednak bliskim był płaczu z uciechy na myśl, że matka jego uratowana, nie pojmując, żeby ich mogło cokolwiek rozdzielić. Jeszcze bardziej uradował się, postrzegłszy, że kilkoro potępionych, mimo szybkiego lotu anioła, zdołało go dosięgnąć i poczepiali się szat tej, która miała być zbawioną, aby przez nią dostać się do nieba.
Święty Piotr mniemał, że zaszczyt wielki spotyka jego matkę, jeżeli za jej sprawą tylu nieszczęśliwych miejsce potępienia opuści.
Anioł nie przeszkadzał im również. Nie zdając się czuć ciężaru, wznosił się i tak lekko uderzał skrzydłami, jak gdyby ptaszka nieżywego unosił do nieba.
Wtedy ujrzał Święty Piotr, że matka jego zaczyna odrywać od siebie dłonie potępieńców, którzy się jej szat uczepili. Szarpała ich rękoma, borykała się z nimi zawzięcie, tak, że jeden po drugim spadali w otchłań piekielną.
Święty Piotr słyszał ich prośby błagalne a daremne, staruszkę bowiem oburzała widocznie myśl sama, że ktoś inny prócz niej mógłby jeszcze zostać zbawiony. Odrywała jednego po drugim, strą-