Opowiadano także o nim jako o najwaleczniejszym mężu, jakiego kiedykolwiek Florencja wydała; nigdy mu bijatyki nie było zanadto. Ledwie tylko usłyszał kiedy hałas na ulicy, wypadał co żywo z pracowni, rad że może znowu jakaś bójka się kroi, w której można będzie wziąć udział. Skoro się tylko wyrwał od swojej roboty tłukł się z równym zapałem z hołotą jak i z rycerstwem w zbroję zakutym, rzucał się w ciżbę jak wariat nie licząc się wcale z przewagą wroga.
Nie były to najświetniejsze czasy Florencji, ludność miasta stanowili po większej części tkacze i sukiennicy nie pragnący niczego więcej prócz spokoju i pracy, roiło się niemniej od tęgich zuchów, brakło im jednak animuszu do walki, dbali tylko, aby w mieście ich rodzinnym większy ład panował niż gdziekolwiek. Raniero żalił się też niejednokrotnie, dlaczego nie było mu danym żyć w kraju, w którym by król jakiś waleczny, rządził otoczony orszakiem rycerskim, utrzymując, że nie ominęłyby go w podobnym kraju zaszczyty najwyższe i odznaki.
Raniero lubił głośne przechwałki, dręczył zwierzęta, srogo obchodził się z własną żoną, słowem trudno z nim było wyżyć. Gdyby nie blizny krzyżujące się wzdłuż i poprzek, szpecące jego twarz, uchodzić mógł nawet za wcale pięknego mężczyznę. Szybki w postanowieniach, działać zwykł bez namysłu, wspaniały był nieraz w rozmachu choć nazbyt gwałtowny.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/174
Ta strona została przepisana.