Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

knęli ziemi. Ale siedziała bez ruchu, jak nieżywa. Skulona na krawędzi skały, ocieniając oczy ręką, wpatrywała się czyhająco w ciemną dal. Siedziała tam, jak gdyby po to wyszła na górę, aby lepiej widzieć coś, co się działo w wielkim oddaleniu. Więc mogła widzieć coś, w taką noc?!
W tej chwili zauważył cesarz i jego cały poczet, jak głęboką była ciemność. Nikt z nich na szerokość dłoni nie widział przed sobą. A jaka cisza, jakie milczenie! Nie mogli nawet dosłyszeć stłumionego szumu Tybru. Powietrze było duszne, dławiło ich, zimny pot oblewał im czoła, a ręce mieli podrętwiałe i bezsilne. Każdy czuł, że coś strasznego nadchodzi.
Ale nikt nie chciał przyznać, że się boi, wszyscy mówili cesarzowi, że to dobry znak: cała natura powstrzymuje oddech, aby powitać nowego boga.
Wzywali Augusta, aby się zajął ofiarą, gdyż Sybilla prawdopodobnie po to wyszła z jaskini, aby się pokłonić duchowi opiekuńczemu cesarza.
Ale Sybilla tak była zajęta wizją jakąś, że ani wiedziała o tym, iż August przybył na Kapitol. Duchem przeniesiona była w daleką krainę i zdało jej się, że wędruje przez wielką równinę. W ciemności potykała się nieustannie o coś, co jej się wydawało pagórkami ziemi. Schyliła się aby pomacać. Nie, to nie była ziemia, to owce. Szła pomiędzy dużymi stadami śpiących owiec.
Teraz dostrzegła ognisko pasterzy. Płonęło śród pola, a ona po omacku zbliżała się ku nim. Paste-