płomieni Świętego Grobu zapali, będzie Raniero de Ranieri. Wyszczególnieniem tym zaznaczyć chciał Gotfrid, kogo za najdzielniejszego z całego rycerstwa uważa, dla Raniera zaś sposób w jaki się to działo, sprawił radość ogromną.
Gdy się teraz Raniero zabawiał nocą ze swoimi gośćmi, zbliżyli się do ochoczej gromady muzykanci wędrowni, a z nimi trefniś znany w całym obozie, słynny z figlów i pomysłów uciesznych. Weszli pod namiot Raniera, a błazen zapytał, czy wolno mu będzie ubawić ich wesołą jaką powiastką.
Raniero znał sławę dowcipnego trefnisia i przyrzekł nie przerywać mu opowieści.
— Zdarzyło się razu jednego — rozpoczął trefniś — że Pan Jezus wraz z Świętym Piotrem spędzili dzionek cały patrząc pilnie ku ziemi z najwyższego szczytu wieży niebieskiego dwora. Siła tam mieli do widzenia, bo patrzyli pilnie słowa ze sobą nie zamieniwszy. Pan Jezus, jak zwykle, spokojny, Święty Piotr natomiast to się ciskał w radości niezmiernej, klaszcząc i wymachując rękoma, to znów głowę ze wstrętem odwracał. Raz śmiał się i cieszył widocznie, raz płaczem wybuchał i lamentem. Wreszcie, gdy zmierzch zapadał i mrok rozpostarł się nad rajem zwrócił się Pan nasz do Świętego Piotra mówiąc, że rad pewno wielce i wesół.
— A czymże się tu radować? — wybuchnął gwałtownie Święty.
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/184
Ta strona została przepisana.