Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/187

Ta strona została przepisana.

opowieść pochlebnie, czy też niepochlebnie dla niego.
— Święty Piotr zobaczył teraz — odpowiedział trefniś — że namiot był cały oświetlony pochodniami, ale że istotnie oprócz tego jeden z rycerzy miał obok siebie świecę płonącą. Była to duża, gruba woskowa świeca, która mogła się palić całą dobę.
Rycerz nie mając lichtarza w któryby ją wetknął, obłożył ją mnóstwem kamieni, aby mogła stać.
Biesiadnicy wybuchnęli na te słowa śmiechem ogromnym. Wszyscy pokazywali sobie świecę, stojącą obok Raniera, taką samą, jaką trefniś opisywał. Raniero zaczerwienił się, gdyż była to świeca, którą u Świętego Grobu przed paru godzinami dopiero zapalił, i której jakoś żadną miarą zgasić nie miał ochoty.
— Skoro Święty Piotr świecę zobaczył — mówił trefniś — domyślił się zaraz, co to ucieszyło tak Pana Jezusa, ale zarazem uczuł dla niego pewne politowanie.
— Tak, tak — rzekł — to jest ten rycerz, który dziś rano razem z Gotfridem skoczył na mury, a wieczorem zapalał pierwszy świecę u Grobu Świętego.
— Tak, to on — rzekł Pan Jezus — i jak widzisz nie zgasił jej jeszcze.
Trefniś wówił teraz bardzo szybko, rzucając od czasu do czasu uważne spojrzenia na Raniera: