Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Święty Piotr zawsze jeszcze ubolewał nad Panem Jezusem.
— A czy wiesz, dlaczego on utrzymuje tę palącą świecę? zapytał. — Sądzisz zapewne, że on patrząc na nią rozmyśla nad męką i śmiercią twoją, tymczasem o niczym on innym nie myśli, jak jeno o zdobytej sławie i o tym, że go obok Gotfrida de Bouillon najwaleczniejszym z całego wojska uznano!
Na te słowa zaśmiali się biesiadnicy Raniera. On sam bardzo już zły przymuszał się tylko do śmiechu. Czuł, że wszyscy uznaliby śmiesznym, gdyby z dobrą miną nie zniósł żartu.
— Pau Jezus jednak zaprzeczył Piotrowi rzekł błazen. — Czyż nie uważasz jak troskliwie czuwa nad tą świecą! — zapytał. — Osłania ręką płomień, skoro tylko kto płótno namiotu podniesie, lękając się widocznie, żeby jej przeciąg nie zgasił.
Coraz głośniejsze śmiechy rozlegały się w namiocie, gdyż wszystko co trefniś mówił, było najszczerszą prawdą.
Raniero coraz mniej panował już nad sobą.
Zdawało mu się, że nie potrafi, znieść dłużej drwin ze świętego płomienia.
— Jednak Święty Piotr ciągle jeszcze nie dowierzał — mówił trefniś dalej. — Zapytał Pana Jezusa czy zna tego rycerza. Nie jest on z tych, co na msze chodzą, albo zużywają klęczniki kościel-