Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

rze leżeli wkoło ognia i spali, a koło nich leżały długie, kończate kije, którymi zwykli byli bronić trzody przed dzikimi zwierzętami. Lecz te małe zwierzęta z iskrzącymi oczyma i kiściastymi ogonami, czyż to nie szakale! A pasterze nie rzucają w nich kijami, psy śpią, owce się nie płoszą, a dzikie zwierzęta układają się obok ludzi na spoczynek.
Wszystko to widziała Sybilla, nie widząc za to nic z tego, co się działo tuż za nią na wzgórzu. Nie wiedziała wcale, że tam ustawiono ołtarz, rozżarzono węgle, nasypano kadzideł i że cesarz wyjął gołębia z klatki, aby go ofiarować. Jednak ręce jego tak były zdrętwiałe, że nie mogły ptaka utrzymać. Jednym uderzeniem skrzydeł gołąb się uwolnił i wnikł w górę w nocną ciemność.
Skoro się to wydarzyło, spojrzeli dworzanie nieufnie w stronę Sybilli. Sądzili oni, że wypadek ten spowodowała wieszczka, świecąca jak próchno wśród nocy.
Czyż mogli wiedzieć, że Sybilla czuła się ciągle jeszcze obecną przy ognisku pasterzy i że nadsłuchiwała jedynego słabego głosu, co drżący przenikał martwą ciszę nocną? Słyszała go długo przedtem, zanim zauważyła, że nie z ziemi idzie, tylko z obłoków. Nareszcie podniosła głowę i ujrzała jasne, lśniące postacie, migające w ciemności. Były to grupy małych aniołków, śpiewających słodko, które jakby szukając latały nad równiną, to tu, to tam.
Podczas gdy Sybilla przysłuchiwała się śpie-