Pogłoska o zdobyciu Jerozolimy rozeszła się nocą wzdłuż wybrzeży i mnóstwo narodu zebrało się natychmiast, aby tam co żywo podążyć. Byli między nimi pielgrzymi, którzy latami czekali na sposobność odwiedzenia Jerozolimy, były wojska posiłkowe nadążające, a przede wszystkim kupcy, śpieszący z wozami żywności.
Ledwie te tłumy zoczyły Raniera, jak wstecz obrócony jechał konno z płonącą świecą w ręku, ozwały się wołania:
— Wariat, wariat!
Najwięcej było Włochów pomiędzy ciżbą. I Raniero słyszał jak w rodzinnym jego języku wołali: pazzo, pazzo! co właśnie znaczy: szaleniec!.
On, który przez cały dzień tak dzielnie się hamował, czuł teraz, że te nawoływania drażnią go do żywego. W jednej chwili skoczył z siodła i zaczął nawołujących okładać silnymi pięściami. Ludzie poczuwszy ciężkie razy jego kułaków, pouciekali wszyscy, a on sam został na drodze.
Wtedy opamiętał się. Istotnie, słuszność mieli nazywając mnie wariatem — mówił do siebie, ogądając się za świecą, gdyż nie wiedział wcale, co się z nią stało.
Wreszcie spostrzegł, że się stoczyła do rowu. Płomyk zgasł, ale trawa sucha zajęła się obok i tliła. Wziął to za szczęśliwy znak, że zanim zgasła zapaliła trawę.
— Awantura mogła się smutno zakończyć — pomyślał, gdy po zapaleniu świecy dosiadał zno-
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/196
Ta strona została przepisana.