Wyprowadził konia, oczyścił go i osiodłał, skoro już miał wsiadać, właściciel gospody wyszedł z płonącą świecą i rzekł po frankońsku:
— Musiałem wczoraj zabrać ci świecę gdyś zasnął; oddaję ci ją.
Raniero nie zdradzając głównej swojej troski, rzekł spokojnie:
— Dobrze zrobiłeś, gasząc ją.
— Wcale jej nie gasiłem — odparł gospodarz, — Zdawało mi się, żeś właśnie dbał o to, aby nie zgasła. Obacz ile ubyło, a poznasz, że się bez przestanku przez całą noc paliła.
Raniero promieniał radością. Dziękując, odjechał w najlepszym humorze?
Wybierając się z Jerozolimy chciał obrać drogę z Joppy do Włoch morzem. Gdy go jednak rabusie obrali z pieniędzy zmuszony był zmienić zamiar i podróżować lądem.
Długa to była droga. Jechał na północ od Jopy wzdłuż syryjskiego wybrzeża. Potem zwrócił na wschód, wzdłuż półwyspu Małej Azji. Następnie skierował się znowu na północ, aż w górę do Konstantynopola. A stamtąd duży kawał drogi miał jeszcze do Florencji.
Cały ten czas żył Raniero z jałmużny. Najczęściej dzielili się z nim żywnością pielgrzymi, któ-