palił drzewo. W ten sposób zyskał Raniero ogień, nie potrzebując nadużywać świętego swego płomienia.
Jechał właśnie przez pustą górzystą okolicę. Cylicji, gdy mu się ostatni szczątek świec zapasowych dopalał. Pęki świec zabranych z Jerozolimy zużyły się już dawno, mógł się jednak nowymi ratować, ponieważ wszędzie po drodze były gminy chrześcijańskie, gdzie sobie świeże zapasy upraszał.
Teraz jednak ostatni ogarek się wyczerpał, a Raniero był przekonany, że koniec już jego wędrówce.
Kiedy świeca dopaliła się tak, że go parzyła w palce, skoczył z konia nazbierał chrustu i suchej trawy i zapalił to resztką niedopałka. Nie wiele paliwa dało się jednak wyszukać na górze, ognisko musiało niebawem zagasnąć.
Kiedy Raniero siedział tak zasmucony, rozmyślając nad tym, jako święty płomień zamrzeć już musi, usłyszał od drogi śpiew. Procesja pątników ze świecami w ręku nadchodziła ścieżką. Szli do groty, gdzie jakiś święty mąż żył ongiś, a Raniero przyłączył się do nich. Między nimi znajdowała się podeszła niewiasta, której trudno było