Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/202

Ta strona została przepisana.

iść a Raniero wspierał ją wlókł prawie pod górę.
Gdy mu dziękowała, prosił ją, aby go obdarzyła swoją świecą. Uczyniła to a inni złożyli się, dając mu palące świece, które nieśli.
Pogasił je spiesznie, podążając w dół. Przy ostatnim dogasającym błysku ogniska zapalił świętym płomieniem nową uzyskaną świecę.

Razu jednego w południowej porze, gdy bardzo było gorąco, legł Raniero by zdrzemnąć się chwilę pod krzakami. Spał mocno, a świeca obłożona mocno kamieniami, paliła się obok niego.
Po chwili jednak deszcz zaczął padać i padał dosyć długo zanim się Raniero obudził. Kiedy się wreszcie ocknął, ziemia była w okół mokra, tak, iż prawie nie miał odwagi spojrzeć na świecę, z obawy, czy nie zgasła.
Świeca paliła się jednak jasno i spokojnie śród deszczu a Raniero widział, że dwa małe ptaszki latały nad płomieniem, trzepocząc skrzydłami, podając sobie dzióbki rozpościerały piórka szeroko, chroniąc niemi płomyk przed deszczem.
Raniero zdjął zaraz kaptur i zawiesił go nad płomykiem. Poczem wyciągnął dłoń do ptaszków, zdjęty ochotą popieszczenia ich. I o dziwo! Nie uciekły, dały się ująć.