Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/210

Ta strona została przepisana.

— Do tumu — odparł cicho.
— Odprowadzę cię, idę także na nabożeństwo. — Ujęła cugle i prowadziła mu konia.
Od pierwszego wejrzenia poznała Raniera. On jednak nie widział jej prawie, nie spojrzał kto to. Patrzył w płomyk świecy.
Po drodze nie mówili ze sobą ani słowa. Raniero wysilał się, aby ochronić płomyk w tych ostatnich już chwilach pielgrzymki. Ona milczała obawiając się potwierdzenia swych przeczuć. Odniósłszy od pierwszej chwili wrażenie, że Raniero wrócił obłąkanym, wolała nie mówić z nim wcale i zostawać dłużej w niepewności.
Po chwili usłyszał płacz obok siebie. Spojrzał i zobaczył, że to Franczeska idzie obok i płacze. Nie chciał jednak odwracać uwagi od płomyka i nie rzekł ani słowa.
Podjechał do drzwi zakrystji. Tu zsunął się z konia, nie patrząc na nią podziękował Franczesce za pomoc i wszedł do zakrystji do księży. Franczeska zaś weszła do kościoła.
Działo się to we Wielką Sobotę, wszystkie świece na znak żałoby stały na ołtarzach pogaszone, a Franczesce zdało się, że i w niej ostatnia nadzieja już zgasła.
W kościele święcono wielce uroczyście ceremonię dzisiejszą. Przed ołtarzem skupiło się mnóstwo księży. W stalach siedzieli liczni kanonicy i biskupi na ich czele.
Po chwili zauważyła Franczeska pewne poru-