Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/214

Ta strona została przepisana.

wzbudzona rośnie i rozszerza się nieustannie... Miał uczucie, że Odo zadeptał jego płomyk po wsze czasy.
Wtem, przez otwarte podwoje wleciał mały ptaszek. Leciał wprost ku świecy; Raniero nie cofnął jej dość szybko, ptaszek musnął ją skrzydłem i płomyk święty zgasł.
Raniero opuścił ręce, a łzy nabiegły mu do oczu. Jednak w pierwszej chwili odczuł jakby ulgę. Lepiej się stało, niż żeby go ludzie źli byli zadeptali.
Ptaszek zastraszony latał dalej po kościele, trzepotał się tu i ówdzie, jak zawsze ptaszki czynić zwyky, gdy wpadną w obszar zamknięty.
Wtem rozległo się po kościele rozgłośne wołanie:
— Ptaszek płonie! Święty ogień podpalił mu skrzydła!
Ptaszek świegotał zalękły. Podlatywał kilkakrotnie pod wysokie sklepienia chóru, jak płomyk skrzydlaty. Aż nagle spadł nieżywy na ołtarz Madonny.
W jednej chwili był już Raniero przy nim. Przemocą utorował sobie drogę przez kościół, nic go już nie mogło powstrzymać. I ogniem, który gorzał na lotkach ptaka zapalał u ołtarza Najświętszej Panny jedną świecę po drugiej.
Wtedy biskup podnióśł pastorał i zawołał: