zaglądnąć mogła w ciebie, to napewno życie zakończysz.
Susza skuliła się na krawędzi studni, podczas gdy noc gorąca, okrutniejsza i bardziej męcząca niż dzień, zapadała nad Judeą. Psy i szakale wyły bez ustanku, spragnione krowy i osły odpowiadały im z dusznych stajen. A jeżeli wiatr powiał, to nie chłodzący, przeciwnie, parny był i duszny, jak ziejący oddech jakiego olbrzymiego, śpiącego potwora.
Gwiazdy jednak świeciły ślicznym połyskiem a cieniutki księżyc na nowiu rzucał swe miłe zielonawo-błękitne światło na szare pagórki. W świetle tym ujrzała Susza zbliżającą się ku wzgórzu karawanę; szła w stronę studni Trzech Mędrców.
Susza siedziała patrząc na długi orszak i radowała się chytrze, rozważając ile to pragnienia wędruje znowu do studni a kropli wody nie znajdzie, aby je ugasić. Tyle ludzi szło i bydła, że choćby studnia pełną była, toby ją byli wypili. Nagle zdało jej się, że tę karawanę jakąś osobliwą, jakby duchy jakie sunęły po nocy. Wszystkie wielbłądy ukazały się zrazu na wzgórzu, które się odcinało na tle horyzontu, można było sądzić, że zstępują wprost z nieba. W świetle księżyca wydawały się większe, niż zwykłe wielbłądy, i nadto łatwo kroczyły objuczone ogromnymi tobołami.
A jednak nie mogła uwierzyć, iż nie są rzeczywiste, wszakże widziała je najwyraźniej. Mogła nawet rozróżnić, że trzy pierwsze to dromadery
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/26
Ta strona została skorygowana.