Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/69

Ta strona została przepisana.

ców, w sukniach potarganych w nieustannych bójkach z ulicznikami. W tej chwili siedział cicho, nie drażnił nikogo, nie targał się z nikim, jeno obrabiał także kawałek gliny, równie jak Jezus. Gliny tej nie dostał od garncarza; nie śmiałby był pokazać mu się na oczy, sąsiad bowiem obwiniał go, że rzucał kamieniami w jego kruchy towar i byłby go kijem przepędził; Jezus podzielił się z nim swoim zapasem.
Obaj chłopcy, wykończywszy swoje kukułki, poustawiali je przed sobą w półkole. Wyglądały one tak, jak po wszystkie czasy wyglądają kukułki z gliny, miały dużą czerwoną bryłę zamiast nóg, aby stać mogły, krótkie ogonki, żadnej szyi i ledwo widoczne skrzydła.
Bądź co bądź wkrótce pokazała się różnica w robocie małych towarzyszy. Judasza ptaszki tak były koszlawe, że się ciągle przewracały i jakkolwiek wysilał swe sztywne drobne palce, nie mógł przecie utworzyć nimi zgrabnych kształtów. Spozierał niekiedy ukradkiem na Jezusa, aby podpatrzyć jak on to robi, że jego ptaszki gładkie są, jak liście dębu w lasach góry Tabor.
Z każdą, nowo ulepioną ptaszyną stawał się Jezus szczęśliwszym. Jeden wydawał mu się piękniejszym od drugiego, i poglądał na nie z dumą i miłością. Miały mu być towarzyszami igraszek, jego małym rodzeństwem, miały spać w jego łóżeczku, rozmawiać z nim, śpiewać mu piosenki, kiedy go matka samym w domu zostawiła. Nigdy