Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/75

Ta strona została przepisana.

wością świata. Powiedziała mu, że długi czas minie zanim coś podobnego będzie mógł znowu oglądać, gdyż w małym miasteczku Nazarecie, gdzie mieszkali, nic nie było do widzenia tylko szare uliczki.
Upomnienia jej nie na wiele się zdały. Chłopak byłby najchętniej umknął ze wspaniałej świątyni, aby się bawić w szarej uliczce Nazaretu.
Dziwnym jednak było, że im obojętniejszym okazywał się chłopiec, tym bardziej zadowoleni i radośni wydawali się rodzice. Ponad jego głową mrugali do siebie z porozumieniem i ukontentowaniem.
Wreszcie miał chłopiec pozór tak znużonego i wyczeranego, że matce żal się zrobiło.
— Za daleko szliśmy z tobą, — rzekła — chodź spoczniesz chwilkę.
Usiadła pod kolumną i powiedziała mu, aby się położył na posadzce i głowę oparł na jej kolanach. Posłuchał i natychmiast zasnął.
Zaledwie usnął, rzekła kobieta do męża:
— Niczego bardziej nie obawiałam się jak chwili, kiedy on wnijdzie do świątyni Jerozolimskiej. Zdawało mi się, że skoro ujrzy ten dom Boży, zechce na zawsze tu pozostać.
— I ja obawiałem się tej pielgrzymki — rzekł mężczyna.
— W czasie, gdy się urodził, wiele było znaków, odnoszących się do tego, że on, będzie wielkim władcą. Cóż by mu jednak innego mogła przy-