Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/78

Ta strona została przepisana.

Kiedy się zbierali do odwrotu, znajdowali się w najodleglejszej części gmachu.
Po chwili minęli stare sklepienie, które utrzymało się jeszcze z czasów, gdy tu pierwszą świątynię budowano, tam leżała pod ścianą stara, ogromnie długa trąba, ciężka jak słup, do ust przyłożywszy możnaby w nią dąć. Leżała tam pogięta i odrapana z wierzchu a wewnątrz pełna kurzu i pajęczyny, otoczona wstęgą napisu z starożytnych zgłosek. Od tysiąca lat pewno nikt nie próbował tonu z niej wydobyć.
Kiedy chłopię ujrzało tę trąbę ogromną, stanęło zdziwione.
— Co to takiego? spytał.
— To jest duża trąba, zwana głosem książęcia światów, — rzekła matka. — Nią to zwoływał Mojżesz lud izraelski, kiedy jeszcze był rozproszony w pustyni. Od jego czasów, nie zdołał nikt głosu z niej wydobyć. Kto jednak tego dokona, temu będą poddane wszystkie narody ziemi.
Uśmiechnęła się mówiąc to, co miała za bajkę dawną, ale chłopiec zatrzymał się przy wielkiej trąbie tak długo, że go musiała odwołać. Z wszystkiego co widział w świątyni ta trąba była pierwszym, co mu się podobało. Chętnie byłby pozostał, aby dłużej i dokładniej ją obejrzeć.
Nie długo potem wyszli w duży, obszerny dziedziniec świątyni. W skalistym gruncie ziała tu przepaść głęboka i szeroka tak, jak z pradawnych czasów została. Rozpadliny tej nie kazał król